Jak się można domyślić po tytule, nabawiłam się kontuzji. Kontuzja jak kontuzja, nic przyjemnego, ale bez dramatów. Gdzieś tam po głowie krążyła nawet myśl, że może to i dobrze, że teraz, skoro i tak planowałam kilka dni przerwy na granie w Diablo IV: Vessel of Hatred. Z tego też powodu dwa tygodnie w jednym wpisie, bo w pierwszym z nich jedynym dniem wartym wzmianki był poniedziałek — w pozostałe dni ani nie ćwiczyłam, ani nie liczyłam kcal.
Ale picka była tylko raz.
Spis treści
- 1 7 października 2025, poniedziałek — szarfy, rurka i kontuzja
- 2 14 października 2025, poniedziałek — aerial silks
- 3 15 października 2025, wtorek — pole dance
- 4 16 października 2025, środa — pokontuzyjny DNT
- 5 17 października 2025, czwartek — pokontuzyjny DNT
- 6 18 października 2025, piątek — pokontuzyjny DNT
- 7 19 października 2025, sobota — pokontuzyjny DNT
- 8 20 października 2025, niedziela — pokontuzyjny DNT
- 9 Co poza tym?
7 października 2025, poniedziałek — szarfy, rurka i kontuzja
Jako odpowiedzialny człowiek, który planuje zarywać nocki na granie (nie, to się wcale nie wyklucza!), w poniedziałek zaliczyłam dwa treningi. Szkoda tylko, że w trakcie pierwszego (pole dance) pomyliłam nogi w szpagacie.
Znaczy, ja w tym szpagacie stałam, lustro mi mówiło, że szpagat jest, ale nic więcej, co mnie w żadnym wypadku nie satysfakcjonowało. Więc poszłam w nadszpagat. Wtedy okolice mojej lewej panewki biodrowej, a przynajmniej tak to odczuwałam, zaprotestowały równie gwałtownie, co boleśnie.
Zaraz, lewej?
No, właśnie. Nogi pomyliłam. Moja lewa nie wie, co to nadszpagat, i najwyraźniej wcale nie chce się dowiedzieć. Dlaczego myślałam, że robię na prawą, pozostaje zagadką do dzisiaj.
W konsekwencji tylna taśma nogi lewej, od pośladka do połowy uda, obraziła się mocno. Po jakichś dwóch dniach fochy ograniczyły się do zewnętrznej części i tak już zostało.
Strasznie głupia ta noga, żeby się tak fochać o małą pomyłkę.
Niemniej treningi dokończyłam. Nie były nawet bolesne, ot, tyle że wszelkie szpagaty i inne takie robiłam wyłącznie na prawą stronę. I i tak było… jakby gorzej. Jedynym nieprzyjemnym momentem była rozgrzewka przed szarfami, gdzie lewą nogę musiałam oszczędzać. Prawdziwie przerażające było za to odkrycie, że zakresy mi spadły do zera.
Boleć może, ale gdzie mój szpagat na litość boską?
Zresztą jaki szpagat, skłon w totalnie szerokim rozkroku powodował protesty.
Bez sensu takie życie z buntującą się nogą, serio.
Kcal już w ramach zbliżającego się Diablo przestałam liczyć. Możliwe, że coś wspólnego miał z tym również makaron z boczkiem. Po co się człowiek ma stresować.

Jak radzić sobie z kontuzją?
No, zależy jaką. Moja nie jest poważna, skoro żyję funkcjonuję całkiem sprawnie. U mnie wjechały po prostu metody, które opisywałam tutaj: Regeneracja po treningu kluczem do sukcesu: 7 sposobów na szybkie dojście do siebie, tyle że w wersji intensywniejszej i skoncentrowanej na problematycznym fragmencie mnie. Przede wszystkim dużo rolowania (które zresztą później zostało mi zalecone), rozgrzewania, szybkiego rozmasowywania, kiedy akurat coś zabolało, i… oszczędzania się.
Czy zadziałało? Myślę, że tak, chociaż przecież nie wiem, jak byłoby bez tego. Przez pierwsze dwa dni chodziłam jak staruszka tudzież Zombie Bez Twarzy ze Scooby’ego Doo, potem znacznie się poprawiło, choć dyskomfort odczuwam do tej pory — np. pod koniec godzinnego spaceru już jest coś nie tak, podobnie, gdy zwinę się w kłębek i wypnę/naciągnę za bardzo okolice lewego pośladka.
Czy lepiej, gdybym odpuściła również treningi rurkowe i szarfowe? Nie wiem, możliwe, jednak nie czułam, żeby akurat to mnie obciążało. Nie mam problemów przy większości normalnych ruchów, dyskomfort pojawia się wyłącznie przy ćwiczeniach rozciągających, nawet bardzo mało intensywnych, więc te na razie odpuszczam, a na rozgrzewce robię tyle, ile mogę.
Lewa noga już nie ufa i do szpagatu nie chce.
14 października 2025, poniedziałek — aerial silks
Noga dalej z fochami, ale na szarfach akurat było więcej gięć, a to, co wiązało się z czymś jakkolwiek przypominającym wykroki, robiłam wyłącznie na prawą nogę. Tak że nie było źle, ale jednak gdzieś głęboko zaczęły pojawiać się zalążki histerii. No bo… kontuzja kontuzją, ale gdzie moje zakresy?!!!!!!!!!!!111111111

15 października 2025, wtorek — pole dance
Tu była rureczka, noga jak dnia poprzedniego, znaczy: niewyrozumiała, irytująca, ale do przeżycia.
Wreszcie też wróciłam do kontrolowania kcal.
Jedzonko: 1595 kcal, B: 112 g, T: 60 g, W: 159 g.
- Z rzeczy wartych wzmianki: makaron z przepysznym sosem pieczarkowym z gotowanym kurczakiem.
- Z grzeszków: —
- Z przekąsek: —

16 października 2025, środa — pokontuzyjny DNT
Jedzonko: 1352 kcal, B: 86 g, T: 40 g, W: 162 g.
- Z rzeczy wartych wzmianki: obiad jak dnia poprzedniego.
- Z grzeszków: —
- Z przekąsek: —
17 października 2025, czwartek — pokontuzyjny DNT
Jedzonko: 1622 kcal, B: 98 g, T: 91 g, W: 104 g.
- Z rzeczy wartych wzmianki: krem czosnkowo-serowy na obiad, pizza z twarogu i płatków owsianych na kolację.
- Z grzeszków: boczuś?
- Z przekąsek: —

18 października 2025, piątek — pokontuzyjny DNT
Jedzonko: 1959 kcal, B: 106 g, T: 87 g, W: 189 g.
- Z rzeczy wartych wzmianki: krem czosnkowo-serowy ponownie, mniam.
- Z grzeszków: panacotta, ale to wina Michała, bo on chciał!
- Z przekąsek: jabłko, domowa panacotta, skyr.
19 października 2025, sobota — pokontuzyjny DNT
Jedzonko: 1936 kcal, B: 97 g, T: 96 g, W: 171 g.
- Z rzeczy wartych wzmianki: domowa surówka z marchewki i jabłka, bitki z szynki w sosie własnym.
- Z grzeszków: panacotta, 45 g chipsów.
- Z przekąsek: jak wyżej.
No coś się nie popisałam.

20 października 2025, niedziela — pokontuzyjny DNT
Tu kcal nieliczone, bo rodzinny obiad w restauracji. Swoją drogą pyszny, a wcale nie zaszalałam jakoś przesadnie.
Łosoś na czarnym risotto z parmezanem, no pyszności! I tłustości. Ale pyszności chyba bardziej.

Co poza tym?
Z supli nadal Collagen Premium z SFD.
Pite: standardowo kawa z mlekiem, woda, rumianek, herbatki.
Koty standardowo, raz przeurocze, raz „oddam dwa diabły, dopłacę”.
Noga wciąż nieposłuszna.
Kontuzja sruzja.
