Druga połowa czerwca zbliża się wielkimi krokami. Ci, którzy zostawiają kupno upominków na ostatni moment, mają jeszcze chwilę, żeby wybrać prezent na Dzień Ojca. Pozostali już czekają na paczki albo spoglądają z satysfakcją na zgrabnie spakowane podarki. Niezależnie od tego, do której grupy należycie, zachęcam do zapoznania się z listą pomysłów na prezent dla taty — może wybierzecie jakiś dodatkowy drobiazg albo znajdziecie inspirację na przyszłe okazje. 

Kiedy jest Dzień Taty? 

Dzień Ojca w Polsce obchodzimy co roku 23 czerwca, co oznacza, że miłośnikom zwlekania zostało mniej niż dwa tygodnie na znalezienie odpowiednich prezentów. Zaznaczę jeszcze, że 23 czerwca w 2024 roku wypada w niedzielę i że nie będzie to niedziela handlowa. Zatem jeśli liczyłyście na to, że kupicie coś po drodze, to możecie skończyć, kompletując prezent na Dzień Ojca w Żabkach i na stacjach benzynowych. 😉

Jak wybrać prezent na Dzień Ojca?

Dobry prezent = trafiony prezent, czyli dobrany odpowiednio do osoby, która ma zostać obdarowana. Co to oznacza w praktyce? Że — chociaż to może kusić — nie kupujemy go z myślą o sobie. To niby oczywiste, ale, myślę, zawsze warte przypomnienia, bo kto nie słyszał zdań w stylu: „Ale to jest fajne”, „Powinno ci się to podobać”, „Ja bym chciała…”? Sama nie jestem święta; zresztą to chyba naturalne, że jeśli widzę coś super, to chciałabym się z bliskimi tą superowością dzielić, pokazać im, przekonać… A przecież nie o to chodzi w dawaniu prezentów. Trzeba sobie powiedzieć: „Stop!”. 

A zatem jak wybrać ten właściwy, wyjątkowy prezent dla taty? Trzeba pobawić się w profilerów FBI: 

  • Czym ojciec się interesuje? 
  • Jak lubi spędzać czas? 
  • Co sobie ceni? 
  • Jakie ma marzenia? 
  • Czego chciałby spróbować?
  • Jakimi przedmiotami się otacza?
  • Jaki jest? Jaką ma osobowość? 

Im więcej tego typu pytań zadacie, tym lepiej. Najpierw zyskacie więcej pomysłów na prezent dla ojca, by później bez problemu, hm, wyspecjalizować je tak, by odpowiadały idealnie całemu profilowi. 😉

Pomysły na prezent na Dzień Ojca

Zgodnie z powyższym — lista prezentów dla ojca aktywnego fizycznie, który ceni sobie zdrowy tryb życia, dba o odpowiedni sposób odżywiania, a na celu ma zwiększanie sprawności i jak najdłuższe utrzymanie dobrej formy. Czyli w zasadzie: prezent dla sportowca. Albo dla aspirującego do tego miana. Wszystko przetestowane, wszystko mogę z czystym sumieniem polecić (a więcej szczegółów, oczywiście, przy każdej propozycji). 

A co jeśli ojciec nie jest aktywny fizycznie? To zależy. Lista jest zróżnicowana, są i gadżety, i zdrowe rzeczy, i produkty typowo sportowe, więc, jak sądzę, można tu znaleźć coś dla szerokiego grona mężczyzn. Natomiast jeśli chcecie z tego zrobić coś w rodzaju zachęty do aktywnego stylu życia, to warto dobrze to przemyśleć. To Wy znacie najlepiej swoich ojców, więc Wy musicie zdecydować, czy ta zachęta padnie na podatny grunt czy skończy zakurzona na strychu. 😉  

Kubek termiczny Tefal Travel Mug

Nieprzypadkowo ustawiłam go na pierwszym miejscu — ten kubek to jest absolutny hit! Jako uzależniona od kofeiny instruktorka jazdy na nartach przetestowałam w życiu różne kubki termiczne, termosy i inne takie, co to miały zapewniać szczelność, ciepełko i wygodę. I żaden z nich nie zachwycił mnie tak, jak to cudo. Na pewno kiedyś porwę się na porządną recenzję (albo może raczej listę dzikich pisków radości), a na razie pokrótce opiszę jego zalety: 

  • absolutna szczelność — kubek jeździ ze mną na narty wrzucony luzem do torby razem ze wszystkim, co mi jest akurat potrzebne (np. karton mleka, słoik kawy, jedzonko, kask, gogle, zestaw kominiarek itp.) i nigdy nie uronił ani kropelki, 
  • trzymanie temperatury — producent deklaruje 4 godziny dla gorących napojów i 8 dla zimnych; ja nie mierzyłam czasu, ale faktem jest, że w przerwie między lekcjami zawsze czeka na mnie cieplutka kawka, a kiedy raz zapomniałam rano nalać mleka, to — jakąś godzinę po zrobieniu napoju — poparzyłam się, biorąc solidny łyk, 
  • wytrzymałość — na nartach spędził ze mną przynajmniej dwa sezony i wciąż wygląda świetnie, moja mama też z takiego korzysta i poza sezonem narciarskim zabiera go na wycieczki w góry, tak że nie mają z nami łatwego życia, a dają radę, 
  • antypoślizgowa powłoka — jakieś gumowe solidne coś, wzorki ma, napisy znaczy, ładne jest i działa świetnie, nawet w deszczu czy w śnieżycy kubek nie ślizga się w dłoni ani w rękawiczce, a do tego dobrze izoluje (znaczy: nie poparzymy łapek), 
  • można myć w zmywarce — przyznaję, że jestem leniwą bułą, nienawidzę zmywać garów, więc jeśli coś nie nadaje się do zmywarki, to nie nadaje się do mojego domu,
  • pojemność 360 ml — dla mnie to jest akurat, idealnie na dużą kawę, ale wciąż mamy wygodny kubek, a nie termos dla pułku wojska.

Komu się przyda? Miłośnikom kawy lub herbaty, osobom chodzącym w góry, jeżdżącym na nartach albo na desce, podróżnikom i wycieczkowiczom, generalnie — ludziom ruszającym się w różnych warunkach atmosferycznych, ale także tym, którzy np. w pracy lubią mieć zawsze gorący napój pod ręką. W każdym razie wg mnie to bardzo praktyczny prezent dla taty, planuję wreszcie kupić swojemu (bo swój kubek mam od przynajmniej dwóch lat, mama tak samo, a wciąż czuję potrzebę dzielenia się tym cudem ;)).

Kubek znajdziecie tutaj: Kubek termiczny Tefal Travel Mug. Jako że to ma być prezent na Dzień Ojca, podlinkowałam czarny, ale występuje on w różnych kolorach, np. ja mam różowy, a moja mama niebieski. Ale to mój jest najładniejszy. Tak tylko zaznaczam.

Blender bezprzewodowy BlendyGo 3

Kolejny produkt, który wprawia mnie w zachwyt i na pewno doczeka się osobnej recenzji*. Kupiłam go Michałowi na Walentynki, które ze względu na moje narciarskie zobowiązania zrobiliśmy sobie 7 lutego, i od tamtej pory jest używany praktycznie codziennie. Powiem tak: dzień po tym przyspieszonym nieco święcie zakochanych, gdy już śmigałam po stoku, dostałam o Michała wiadomość, w której skomentował BlendyGo 3 słowami: „mały, ale wariat” oraz wyznał miłość „swojemu blenderkowi”. To powinno wystarczyć za rekomendację, ale dorzućmy trochę konkretów: 

  • bez problemu mieli twarde produkty — kruszyłam w nim lód do kawy mrożonej, napychałam bez opamiętania mrożonymi truskawkami, a Michał regularnie robi w nim na śniadanie smoothie z migdałami,  
  • mały i poręczny — korzystanie z niego jest bardzo wygodne, a jeśli z czymś ma problem (np. z tą zdecydowanie przesadzoną liczbą mrożonych truskawek ;)), to wystarczy go lekko przechylić, żeby ogarnął sytuację; bez porównania do standardowych blenderów, które trzeba zatrzymać, żeby coś przesunąć, podsunąć czy przemieszać, do tego można wypić z niego koktajl bezpośrednio po przygotowaniu,
  • samoczyszczący — parę kropel płynu do mycia naczyń, trochę wody, włączyć i już mamy czysty i gotowy do działania blender, poradził sobie nawet z miodem oblepiającym ścianki, 
  • pojemność 550 ml — wystarczająco mały, żeby było wygodnie, wystarczająco duży, żeby zrobić deser dla dwóch osób za jednym zamachem,
  • dedykowane etui — dodatkowo można zamówić etui, które utrzyma zawartość blendera w niskiej temperaturze (nie sprawdziliśmy jeszcze, jak długo) i stanowi ochronę przed zarysowaniem czy innym ale-ze-mnie-gapa-znowu-mi-spadło uszkodzeniem, 
  • wygląd — no ja wiem, wiem, że liczy się wnętrze, ale, cholera, i ten blender, i to etui są naprawdę ładne! Do tego do wyboru jest wiele kolorów, chociaż niestety my mamy Michał ma czarny, bo jako dobra dziewczyna powstrzymałam się przed zakupem różowego albo beżowego. A dajcie spokój, pójdę prosto do nieba czy innej Walhalli. 

Dla kogo? Dla amatorów zdrowego odżywiania, mistrzów sportu mieszających koktajle białkowe, podróżników i pracowników, którzy lubią opędzlować coś świeżego i smacznego, fanów lodowych shake’ów i kawy mrożonej. Ach, no i oczywiście dla nierozumianych przez resztę rodziny miłośników zup — kremów, żeby mogli przed obiadem odlać sobie porcyjkę wywaru z farfoclami i zmiksować go szybko na przyjemną papkę. Tak że, jeśli nie jesteście pewne, co kupić na Dzień Ojca, to ja gorąco polecam ten blender, bo to akurat bardzo uniwersalna propozycja — i dla wysportowanych mężczyzn, i dla łasuchów, i dla tych, co lubią gadżety, i… 

No, dobra, koniec ekscytowania się. Blender w wersji czarnej (że niby tej męskiej, chociaż ja wciąż próbuję przekonać Michała, że prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się nosić różowego) znajdziecie tutaj: BlendyGo 3, a etui tutaj: BlendyGo Etui termiczne

*Wreszcie się doczekał: Recenzja Blendy Go 3: mały, ale wariat!

Słuchawki bezprzewodowe JLab Go Air Sport

Uważam, że generalnie słuchawki bezprzewodowe są dobrym pomysłem na prezent dla sportowca. Z tych, z którymi miałam do czynienia, postawiłam na JLab Go Air Sport — od przeszło pół roku używa ich Michał, a ja sama mam śliczne białe maleństwa, które chyba niespecjalnie nadają się akurat na prezent na Dzień Ojca. Prędzej na Dzień Matki (i, prawdę mówiąc, mamie właśnie takie kupiłam, ale o tym może innym razem). 

Dlaczego polecam właśnie te? Jak na razie są niezawodne i bardzo wygodne dzięki zestawowi nakładek w różnych rozmiarach. Michał w nich zasypia i to mimo zaczepów na ucho — obawiałam się, że mogą być nieco przyciasne, ale z tego, co mówi, nic go nie uwiera. Z kolei właśnie dzięki tym zaczepom słuchawki zostają na swoim miejscu nawet podczas treningów. Szybko się ładują, można korzystać z nich pojedynczo, jakość muzyki bardzo fajna, a dużym plusem jest możliwość sterowania dotykowego. Rozmowy głosowe również wypadają w porządku, ale z tego, prawdę mówiąc, Michał nie korzysta zbyt często. Ach, no i kolory: są różne do wyboru, ale Michał ma oczywiście czarne grafitowe. 

Dla kogo? Dla trenujących i inaczej-będących-w-ruchu, którzy lubią słuchać muzyki albo np. relacji sportowych. Dla tych, którzy muszą być pod telefonem, a jednocześnie potrzebują wolnych rąk. Dla miłośników pieszych wycieczek. W zasadzie dla każdego, kto chociaż czasem czegoś słucha — niech ma wygodniej. 

Słuchawki w grafitowej wersji znajdziecie tutaj: Słuchawki bezprzewodowe JLab Go Air Sport

Kolagen SFD Collagen Premium 

Dlaczego ze wszystkich odżywek i suplementów wybrałam akurat kolagen? Przede wszystkim ze względu na to, że jest uniwersalny. Wraz z wiekiem spada produkcja kolagenu w naszym ciele, więc w zasadzie ten produkt przyda się każdemu. Ochroni stawy, poprawi stan skóry i paznokci. Samo dobro. Poza tym akurat ten kolagen piję od dawna (prawie dwa lata z przerwami), jestem nim absolutnie zachwycona, a do tego poleciłam/kupiłam go kilku osobom, które też bardzo sobie chwaliły. Tak że piję go ja, pije Michał, piją rodzice i jeszcze paru znajomych. 

Ja kupiłam go ze względu na stawy — raz, że marzyło mi się, ee… zboostowanie moich stretchingów, dwa, że uznałam, że przy tych stretchingach moim stawom przyda się każde możliwe wsparcie, a trzy — zimą w trakcie sezonu pobolewały mnie kolana. A ja bardzo lubię swoje kolana. Zaczęłam więc pić go jesienią i to była świetna decyzja — pierwszy sezon bez żadnych dolegliwości. Kolejny również. Natomiast muszę przyznać, że tak regularnie piję go właśnie w okresie od października, listopada do marca, kwietnia, a później — jak kupię, jak mi się przypomni, jak ułożenie planet będzie odpowiednie i takie tam. 😉 

No, w każdym razie ten kolagen prezentem na Dzień Ojca okazał się w moim przypadku idealnym. Tata, jako fan sportu i miłośnik zdrowego trybu życia, bardzo lubi takie różne, wiecie, prozdrowotne sztuczki. To był jeden z tych upominków, które wspominał bardzo długo, zawsze w wersji, że córka to jednak go najlepiej zna i rozumie. 😉 No i, oczywiście, od tamtej pory sam sobie ten kolagen kupuje. I bardzo dobrze: Collagen Premium jest smaczny, stosunkowo tani, ma dużo witamin i innych dobrych rzeczy (Michał mi podpija, kiedy potrzebuje bomby witaminowej) oraz wysoką zawartość samego kolagenu. Mówiłam: samo dobro. 

Tutaj znajdziecie moją ulubioną, malinowo — truskawkową wersję: Kolagen SFD Collagen Premium, ale do wyboru macie jeszcze m.in. czarną porzeczkę i pomarańczę. Przed zakupem jednak koniecznie sprawdźcie skład, a później przypilnujcie ojca, żeby zrobił to samo (a w razie wątpliwości — żeby skonsultował się lekarzem).

Soczyście — ekologiczny ocet jabłkowy

Kolejny produkt, który kupiliśmy z Michałem, a którego teraz używa pół mojej rodziny. Niepasteryzowany, niefiltrowany, naturalnie mętny ocet jabłkowy Soczyście. Michał zamówił, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście obniża poziom cukru we krwi. I owszem, obniża. Rezultaty okazały się wręcz spektakularne, bo nie dość, że insuliny brał dwa razy mniej niż wcześniej, to jeszcze efekt utrzymywał się nawet w przerwie od picia octu. A co poza tym? A poza tym to m.in. ocet jabłkowy poprawia pracę układu trawiennego, obniża poziom cholesterolu i — podobno — ma wspomagać odchudzanie (obawiam się, że tego ostatniego nie doczekałam). 

Jak pić? Michał pije rano, zmieszany z zimną wodą. Ja — z ciepłą wodą z łyżeczką miodu (wiecie, pomyślałam, że połączę zalety octu z zaletami picia szklanki ciepłej wody na czczo… a miodek, żeby to się stało wykonalne). Ojciec — podejrzewam, że na hardcore’a, trzeba pić, to pije i tyle. Ale mama… Mama wymiękła i dodaje wyłącznie do sałatek, nie jest w stanie znieść zapachu i smaku. A to ja niby zawsze byłam tą kapryśną i wybredną. Cóż. 😉 

Dla kogo? Znowu: dla każdego. Jeżeli tylko tata ceni zdrowe odżywianie, to — nawet jeśli nie będzie chciał pić octu z wodą — znajdzie sposób. Sosy do sałatek, marynaty i wiele innych możliwości. Ja w każdym razie polecam; tym bardziej, że akurat mój ojciec sam zażądał, żebym mu to kupiła. Tylko potem z nikim o tym nie rozmawiajcie, bo wiecie: 

— Jaki prezent na Dzień Ojca kupiłaś? 

— Ocet!

Bez szczegółów to nie brzmi za dobrze. 😉 

Tutaj ten stosowany przez nas (Michał przed zakupem zrobił naprawdę solidny research!): Soczyście Ekologiczny ocet jabłkowy.

Uchwyty do pompek od 4Fizjo

Tani drobiazg, który może wprowadzić trochę urozmaicenia do treningów, bo — umówmy się — jeśli mężczyzna coś ćwiczy, to pompeczki pojawią się choć raz na jakiś czas. W ramach dodatku do prezentu na Dzień Ojca uchwyty powinny się świetnie sprawdzić. 

Dlaczego akurat te? Bo są bardzo w porządku: metalowe, antypoślizgowe (!!!) i z pianką na uchwytach. Kiedyś kupiłam tacie z jakiejś z okazji i był zadowolony. Prawdę mówiąc, sama planuję je sobie kupić, bo chociaż nie jestem jeszcze na etapie nie wiadomo jak wielkiego pogłębiania, to czasem w ramach urozmaicenia pobawię się chwilę z uchwytami, a sama posiadam takie raczej, ee… badziewiaste — plastikowe i niesamowicie śliskie, więc bez maty ani rusz. Tak że polecam te z 4Fizjo, bo są i solidne, i się nie ślizgają po podłodze, a do tego tę piankę całkiem wygodnie się trzyma (no oczywiście, że najpierw przetestowałam je sama!). 

A tutaj możecie porównać oferty: 4Fizjo Uchwyty do pompek

Zestaw gum do ćwiczeń: Mini Bandy & Power Band od 4Fizjo

Połączyłam to w jedno, mimo że mój ojciec dostawał to osobno. I w sumie nie do końca wiem, jak zacząć, bo historia tych gum zawsze wprawia mnie w lekką konsternację. To może od początku. 

W ramach dodatku kupiłam raz tacie ten zestaw mini bandów. Niedrogie to-to, sama używam podobnych do wzmacniania podczas stretchingów, to może jakoś je wykorzysta, myślałam. Co się okazało? To chyba najbardziej trafiony prezent, jaki kiedykolwiek mojemu ojcu zrobiłam. Był tak zachwycony, że zupełnie zignorował prezent właściwy, opowiadał wciąż i wciąż o tych gumach, no, kompletne szaleństwo. Ja już wtedy nie mogłam opanować zdziwienia, a — jakby tego było mało — dowiedziałam się jeszcze, że ojciec wszystkie te gumy rozciął. I że teraz to tak, jakby całą siłownię mógł zmieścić w kieszeni.

Tak że tak. Pozwolę sobie pominąć konkretny opis zalet i zastosowania, bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że każde z nas mini bandów używa w inny sposób. Zostańmy przy tym, że są super, mimo że nie mam zielonego pojęcia, co ojciec z nimi wyprawia. 

Czarny power band z kolei to historia mojej głupoty. Zamówiłam go sobie w ciemno, szukałam czegoś do pogłębiania pancake’a. W mojej wizji robiłam ślicznego pancake’a w leżeniu na plecach, gumę zaczepiałam o stopy/kostki, a potem wypełzałam tułowiem do góry. Plot twist: opór tej taśmy uniemożliwiał mi zrobienie z nią czegokolwiek gimnastycznego, z równym skutkiem mogłam używać żelaznego łańcucha. Power band wylądował w pudle z rzeczami treningowymi i miał tam zostać na wieki albo do wiosennych porządków (w 2030+ roku, jestem fanką artystycznego nieładu). 

W tym miejscu następuje plot twist nr 2: ojciec zaczął opowiadać mi o gumie, która jest mu koniecznie potrzebna, bo bez niej to jego treningi… Bla bla bla, ale opis tej gumy brzmiał jak opis mojego niefortunnego zakupu. Nieopatrznie przyznałam się do tego i zostałam pogoniona do przywiezienia mu jej teraz, zaraz, już, natychmiast i dlaczego ja się jeszcze nie rozłączyłam. Dobre dziecko bywam jestem, więc zawiozłam. A zakończenie jest mniej więcej takie jak wyżej: nie mam pojęcia, co ojciec z tym power bandem robi, ale to ten jedyny, idealny i właśnie taki, jaki miał być. Wniosek? Trenującym mężczyznom kupujcie bandy. Jakiekolwiek. *cichutko* Oni coś z nimi robią.

Zestaw mini bandów znajdziecie tutaj: 4Fizjo Zestaw 5 gum do ćwiczeń, a czarny power band dostępny jest tu: 4Fizjo Power Band

Zestaw rollerów Activ Space

Mam, używam i bardzo sobie chwalę. Zestaw zawiera cztery, a właściwie pięć elementów: 

  • wałek,
  • cieniutki wałek (znajduje się w środku większego),
  • piłka,
  • duoball (piłeczki połączone w kształt ósemki aka bałwanka), 
  • worek na rollery. 

Wg mnie to wszystko, czego trzeba, by wykonać porządny automasaż. Ja lubię używać ich do rozluźnienia mięśni przed stretchingiem oraz po treningach, kiedy czuję, że jestem porządnie pospinana. Albo kiedy za długo siedzę przed komputerem i okolice karku zaczynają protestować. Rollery są lekkie, przez co wygodnie się z nich korzysta, a także wystarczająco twarde, by dogłębnie wszystko rozmasować, mimo że to wersja bez kolców/wypustek (i taką wersję polecam osobom, które jeszcze z rolowaniem nie miały styczności). 

Automasaż ma pozytywny wpływ na mobilność i przyspiesza regenerację mięśni po treningu. W związku z tym rollery powinny być dobrym prezentem na Dzień Ojca zarówno dla trenujących, jak i tych prowadzących siedzący tryb życia. 

Ten zestaw rollerów znajdziecie tutaj: Activ Space Zestaw Epp 4w1, a więcej o regeneracji możecie przeczytać tutaj: Regeneracja kluczem do skutecznego treningu: 7 sposobów na szybkie dojście do siebie.

Voucher na masaż

A teraz dwie trochę inne polecajki. Pierwsza — skoro polecałam rollery, to nie mogę przemilczeć tradycyjnego masażu! Tak, z usług masażystów/fizjoterapeutów korzystają nie tylko kobiety (chociaż, mam nadzieję, nie trzeba nikogo w tej kwestii uświadamiać). W zasadzie to mój ojciec zaliczył pewnie więcej masaży niż pozostali członkowie mojej rodziny razem wzięci. Z tego względu ja go na masaż nie wyślę; ma już swoich sprawdzonych fizjo, jakiś tam plan działania, nie będę się w to mieszać. Jeśli jednak Wasi ojcowie nie korzystają regularnie z masaży, to, sądzę, voucher na masaż u dobrego fizjoterapeuty mógłby się okazać ciekawą niespodzianką na Dzień Taty. A jak się nie spodoba, to same pójdziecie się wymasować

Wspólnie spędzony czas — prezent dla taty, który wszystko ma

To ta druga odmienna polecajka. Wiem, że niektórzy rodzice lubią powtarzać, że niczego nie chcą i już wszystko mają (dlaczego nie są to moi rodzice?!) i czasem trudno znaleźć coś, z czego byliby zadowoleni. Tu z pomocą przychodzą zaproszenia do wspólnego zrobienia czegokolwiek. (Totalnie stawiacie ich pod ścianą: głupio odmówić, a i okazać niechęci względem spędzania czasu z córką nie wypada ;)). 

Gdzie zapraszać w ramach prezentu na Dzień Ojca? Skoro mowa o aktywnych mężczyznach, to gdziekolwiek, gdzie ta aktywność będzie miała miejsce. Park linowy, ścianka wspinaczkowa, kort tenisowy, wspólny trening czegoś tam z kimś tam, wspólna pierwsza lekcja czegoś tam innego z kimś tam innym, spływ kajakowy, paintball (jeśli możecie zaangażować więcej osób), naprawdę cokolwiek. Ważne, żeby to nie było standardowe zajęcie albo żeby chociaż odbywało się w innym miejscu/innej formie niż zazwyczaj. Jestem pewna, że będziecie się świetnie razem bawić!

A tutaj znajdziecie kilka dodatkowych inspiracji: Aktywność na świeżym powietrzu, czyli lista sportów rozrywkowych.

Prezent na Dzień Ojca — podsumowanie

Mam nadzieję, że lista pomysłów okaże się pomocna. Propozycje prezentów na Dzień Ojca starałam się wybrać z różnych kategorii, nawet jeśli wszystkie mniej lub bardziej dotyczyły zdrowego trybu życia. Teraz wszystko zależy już tylko od tego, co Wasi ojcowie lubią. Może to miłośnicy gadżetów? Może są szczególnie zainteresowani zdrowym odżywianiem? Może wyznają zasadę, że dzień bez treningu — dniem straconym? Ja tego nie wiem, ale Wy na pewno. Tak czy inaczej: życzę Wam, żeby wszystkie prezenty, które zrobicie Waszym ojcom, okazały się tymi wymarzonymi. I dajcie znać, jeśli taką perełkę macie już na swoim koncie — ja też się chętnie zainspiruję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *