Powiedz, ile razy porzuciłaś coś, zanim w ogóle zaczęłaś? Bardzo chciałaś, planowałaś, wyobrażałaś sobie, wreszcie zadawałaś pytania — może na jakimś forum, może na portalu tematycznym, może jeszcze gdzieś indziej. Chciałaś rad osób znających się na rzeczy, a kiedy je dostawałaś… Nic z tego nie wychodziło. A jeśli ktoś Cię zapytał o powód, mamrotałaś coś o barierach i zbyt wysokim progu wejścia.  

Lepsze jest wrogiem dobrego, czyli jak nigdy niczego nie zacząć

Prześledźmy to. Chcesz dobrać dodatki do salonu. Wrzucasz zdjęcia na grupę dotyczącą wystroju wnętrz, pytasz o kolor poduszek i narzuty, a dowiadujesz się, że… masz meble do wymiany, ściany trzeba przemalować, a w ogóle kto to widział, żeby jeszcze używać jakichś koców. Nawet jeśli pojawiły się podpowiedzi odnośnie koloru, to zginęły w potoku dobrych rad wszelkiej maści, o które wcale nie prosiłaś. 

Albo inaczej. Coraz częściej odczuwasz skutki siedzącej pracy, zamierzasz się trochę porozciągać — ot tak, dla zdrowia, rozruszać się tylko. Prosisz o najprostsze ćwiczenia, które mogłabyś wykonywać w domu. Co dostajesz w odpowiedzi? Że potrzebujesz zestawu rollerów, maty, kostek, taśmy gimnastycznej i zestawu gum, żeby choć pomyśleć o stretchingu, a do tego powinnaś zaopatrzyć się w obciążniki na kostki, bo bez jednoczesnego wzmacniania mięśni zrobisz sobie krzywdę. Dowiadujesz się, że dla jakichkolwiek efektów niezbędne jest rozciąganie się codziennie przez minimum godzinę, ale też — że musisz robić przynajmniej dzień przerwy na regenerację. A poza tym po co w ogóle zaczynasz, skoro budowa Twoich stawów biodrowych może uniemożliwiać zrobienie szpagatu poprzecznego? I nawet jeśli na obrzeżach świadomości majaczy Ci pytanie, że jaki szpagat, o czym mowa, to odpuszczasz, zanim przyjdzie Ci do głowy sprawdzić, czym w ogóle są te nieszczęsne rollery. 

Wysoki próg wejścia

Wszystkie przedstawione w tym artykule historie mają jeden punkt wspólny: wywołanie przekonania, że musisz zacząć z wysokiego C. Dobre rady narzucają Ci jedyny właściwy zakres inwestowania zasobów — czasu, pieniędzy, energii — i odbierają przestrzeń na podjęcie samodzielnej decyzji o skali nowego przedsięwzięcia. Wywołują presję, z którą nie jesteś w stanie sobie poradzić. I nie możesz być. Bo jeśli warunkiem koniecznym jest profesjonalne podejście, a Ty dopiero zaczynasz, to rozdźwięk między Twoim — jeszcze przecież potencjalnym! — zaangażowaniem a tym sugerowanym przez doradców będzie wyraźny. W takim układzie próg wejścia zawsze będzie za wysoki. 

Zobacz. Koleżanki biegają, Ty dochodzisz do wniosku, że to fajna sprawa. Aktywność na świeżym powietrzu, urozmaicone trasy, no i — wiele nie trzeba. A guzik prawda! Dziewczyny, przekrzykując się z ekscytacją, robią Ci listę zakupów: specjalny smartwatch za pół wypłaty (bez niego nie będziesz mogła śledzić postępów i kontrolować przebiegu treningu), specjalne buty do biegania (bez których natychmiast po wyjściu z domu odniesiesz kontuzję), specjalna kurtka na wietrzną i deszczową pogodę (nawet jeśli nie zamierzasz wyściubiać nosa z domu, jeśli nie będzie słonecznie), a także legginsy, koszulki, bluzy i milion innych gadżetów; wszystkie, oczywiście, specjalne, wszystkie niezbędne i drogie. No i jak? Znowu za wysoki próg wejścia, a Ty najwyraźniej się pomyliłaś.

Strach przed porażką

Jedną z rzeczy zwiększających podatność na wpływ dobrych rad jest strach przed porażką. Może i zaczęłabyś się uczyć języka japońskiego, ale skoro niezbędnym elementem edukacji ma być przeprowadzka do kraju kwitnącej wiśni na minimum rok, to czy jest sens w ogóle zaczynać? Myślałaś, co prawda, o jakiejś aplikacji na początek, o dobrym podręczniku, mogłabyś też ewentualnie wziąć pod uwagę szkołę językową, ale wyjazd? Nagle przestajesz rozważać dostępne dla Ciebie metody, a skupiasz się na tej jednej, która pozostaje poza Twoim zasięgiem. Pozwalasz jej urosnąć do rangi „warunek konieczny”, byś wreszcie mogła z czystym sumieniem powiedzieć: „Cóż, nie da się i to nie moja wina”. 

 Perfekcjonizm

Kolejna grupa, która nie będzie miała lekko, to perfekcjonistki. Powiedzmy, że chcesz poprawić sylwetkę. O, założę się, że informacji na ten temat znalazłaś mnóstwo! Dieta, kalorie, makroskładniki, wszystko ważyć, liczyć, zapisywać. A do tego, oczywiście, aktywność fizyczna, ale przecież nie byle jaka! Trener personalny, a jeśli nie, to chociaż konkretny plan treningowy; siłowy trzy razy w tygodniu, przecież to absolutne minimum, dorzuć jeszcze cardio i może jakiś basen, licz kroki, chodź po schodach… I chociaż zaczęłaś spisywać wszystkie uwagi z entuzjazmem, to — gdzieś między obliczaniem zera kalorycznego a próbami wciśnięcia w napięty grafik trzeciego wyjścia na siłownię — dochodzisz do wniosku, że masz w nosie tę idealną sylwetkę, bo zwyczajnie nie chce Ci się tego wszystkiego robić. A przecież dla Ciebie istnieją tylko dwie opcje: wszystko albo nic

Jak obniżyć pozornie wysoki próg wejścia?

Dobra wiadomość jest taka, że z własnym podejściem możesz walczyć. Bo — no właśnie — ten nieszczęsny próg wejścia za wysoki jest tylko pozornie. Warunkiem koniecznym będzie, jak zresztą zazwyczaj w podobnych sytuacjach, uświadomienie sobie problemu i przyjęcie odpowiedzialności za swoje działania. Odpowiedzialności w tym sensie, że siadasz i mówisz, że to Ty rezygnujesz (więc możesz coś z tym zrobić). Kończysz z powtarzaniem, że  bieganie takie drogie, a Japonia za daleko. Wiesz, co mówią o powodach i sposobach, prawda? 

Metoda małych kroków

Uświadomione? Super. To teraz zmień nastawienie. Metoda małych kroków pozwoli Ci skupić się na tym, co najważniejsze — na Tobie i Twoich potrzebach. Nie jesteś gotowa na całkowite przemodelowanie swojego trybu życia? Nie szkodzi! Zapisz się w szkole tańca do grupy ćwiczącej raz w tygodniu, tak jak wcześniej planowałaś. Może z czasem — jeśli będziesz miała ochotę — dorzucisz do tego kolejną godzinę, stretching, trening siłowy, kolorowe stroje… A może nie. I to też będzie w porządku. Bo Twoje cele powinny być Twoje, a nie narzucone odgórnie.

Przeczytaj także: Pole dance — jak zacząć? Kompleksowy poradnik dla początkujących.

Jeżeli wszystkie „absolutnie niezbędne rzeczy” już zdążyły Cię przytłoczyć, wróć do początków. Przypomnij sobie, od czego się zaczęło. Czym tak naprawdę chciałaś się zająć? Pamiętasz? Super. Teraz pora wybrać cel — możliwie najmniejszy, najbliższy i oparty na działaniu, a nie planowaniu — i… po prostu zacząć. Skoncentruj się na progresie i satysfakcji płynącej z rozwijania się, a nie na dążeniu do perfekcji. W ten sposób łatwiej wypracujesz nowe nawyki, unikniesz zniechęcenia czy wypalenia się, a dzięki sukcesom, nawet tym najmniejszym, będziesz zmotywowana wystarczająco, by stawiać kolejne kroki na wybranej ścieżce. 

Wprowadzanie rozsądnych przekonań

Teoria brzmi logicznie, ale co jeśli nie potrafisz jej przekuć na praktykę i nadal tkwisz w pełnej presji bańce? Kiedy ogólne zasady to za mało, warto przeanalizować określoną sytuację, by znaleźć problem. Zobaczysz, że u jego źródła tkwi konkretne założenie, które uczyniłaś mimowolnie podczas lektury dobrych rad, a które w Twojej sytuacji wcale nie musi okazać się uzasadnione. To znajomość tego założenia pozwoli Ci przebić bańkę; musisz tylko zweryfikować jego słuszność i zastąpić przekonaniem bardziej adekwatnym. 

W jaki sposób? 

Skup się na tym, co pierwotnie chciałaś zrobić.

Planowałaś zmianę dodatków, a skończyłaś z wizją remontu? Dlaczego? Pamiętaj, że gusta są różne; to Ty masz się dobrze czuć w swoim domu, a zdanie innych nie jest ani lepsze, ani ważniejsze od Twojego. „Muszę zrobić remont, żeby było ładniej” zastąp zdaniem: „Niektórzy uważają, że moje mieszkanie wymaga większych zmian, ale ja sądzę, że wystarczy dokupić odpowiednie dodatki; być może kiedyś zrobię remont, ale na razie skupię się na drobiazgach”. 

Porównaj swój cel z tym, co proponują Ci doradcy.

„Muszę kupić mnóstwo rzeczy i poświęcić kilka godzin tygodniowo, żeby zacząć się rozciągać”. Na pewno? Ty, owszem, chciałaś zacząć się rozciągać, żeby zniwelować skutki siedzącej pracy, ale czy tego dotyczyły porady? Ten szpagat na przykład? Przejrzyj wszystkie pomysły i wybierz te, które okażą się pomocne w Twoim przypadku. Zobaczysz, że skończysz z czymś w rodzaju: „Wystarczy kilka — kilkanaście minut ćwiczeń dziennie, warto byłoby także włączyć do tego rolowanie spiętych mięśni, ale to może poczekać”.

Zastanów się, ile możesz osiągnąć bez tego, co aktualnie leży poza Twoim zasięgiem.

Skoncentrowałaś się na tym wyjeździe do Japonii, ale przecież wiesz, że ludzie uczą się języków na różne sposoby, nie wszyscy mają możliwość podróżowania po dalekich krajach. Dlaczego z Tobą miałoby być inaczej? Czy zdanie: „Nie pojadę do Japonii, więc jeśli chcę nauczyć się języka, powinnam wybrać inną metodę nauki” nie odpowiada bardziej rzeczywistości? 

Przemyśl różnice między Tobą a doradzającymi.

To jest moim zdaniem najbardziej uniwersalna metoda obniżania wysokiego progu wejścia we własnej głowie. Bo czy naprawdę musisz mieć wszystkie te specjalne rzeczy, co Twoje już biegające koleżanki? Oczywiście, dziewczyny na pewno chcą dla Ciebie dobrze i na pewno mówią o rzeczach przydatnych, ale… czy niezbędnych? To mogą być rzeczy niezbędne dla nich: bo szykują się do startów w biegach OCR, bo walczą o zdobycie Korony Maratonów Polskich albo — najzwyczajniej w świecie — bo bieganie to ich największa miłość, pasja i sposób na życie. Czy to odnosi się również do Ciebie? Nie. Ty dopiero zaczynasz, w zasadzie dopiero chcesz zacząć. I wiesz, tak tylko przypomnę, że do biegania w szkole podczas lekcji wychowania fizycznego prawdopodobnie wystarczało Ci dowolne sportowe obuwie, wygodny strój i butelka z wodą. Zatem może: „Zacznę biegać w tym, co mam, a wyposażenie będę uzupełniać proporcjonalnie do czynionych postępów”?

Przeczytaj także: Lepiej mniej niż nic. O tym, jak poszłam biegać, zrobiłam wszystko źle i jestem z siebie dumna.

Rozważ, z czego możesz zrezygnować, a co — zastąpić czymś innym.

Jesteś przekonana, że poprawie sylwetki musisz podporządkować całe życie? Nie odbieraj wszystkiego dosłownie, skup się na istocie sprawy. Nie chcesz liczyć kroków? Super, zamiast tego zabierz psa na dłuższy spacer albo wybierz schody zamiast windy — przecież chodzi tylko o zwiększenie pozatreningowej aktywności. Nie uśmiecha Ci się ważenie każdego ziarna słonecznika? W czym problem? Poczytaj trochę o zdrowym odżywianiu, redukcji i postaraj się wprowadzać stopniowo drobne zmiany — może chętnie przerzucisz się na białkowe kolacje, może bez żalu odstawisz majonez albo słodycze… Bez znaczenia, dopóki idziesz w dobrym kierunku. Siłownia Cię przeraża? Wybierz sport, który znasz i lubisz: pływanie, rower, zumba… Cokolwiek, co sprawi Ci frajdę, a przy tym zapewni dawkę ruchu. Jeżeli Twój plan działania będzie dla Ciebie komfortowy, postępowanie zgodnie z nim stanie się przyjemnością i pozwoli wypracować odpowiednie nawyki. Czyli: „Nie muszę dostosowywać się do wszystkiego, co przeczytałam, ale mogę dostosować wszystko do siebie”. 

W ten sposób powinnaś być w stanie zweryfikować wszystkie błędne przekonania, które Cię ograniczają. A jeśli nie… Zrób eksperyment. Po pytaniu o to, jak najlepiej zacząć, zagadnij swych doradców raz jeszcze: „A jak wyglądały wasze początki?”. Zobaczysz, że odpowiedzi na te pytania będą całkowicie różne od tego, co radzono Tobie. 

A odtąd możecie śledzić moje początki z regularnym rozciąganiem: Zaczynam się rozciągać!

Czy to znaczy, że eksperci chcą dla Ciebie źle? 

Myślę, że nie. Oczywiście na pewno znajdą się tacy, którzy z bezinteresownej złośliwości postanowią zrównać Twoje plany z ziemią, ale wiele osób zwyczajnie nie będzie umiało postawić się w sytuacji początkującego. One ze szczerej życzliwości przygotują Ci zawierającą milion pozycji listę „to-do & must-have” albo po prostu nie będą umiały powstrzymać się przed dzieleniem się ekscytacją po kupnie jakiegoś super hiper fantastycznego gadżetu. 

Prawdę mówiąc, zanim zaczęłam uczyć jazdy na nartach, to też zapytana o podstawy najpewniej wyrecytowałabym wszystkie elementy swojego rynsztunku, łącznie z bielizną termoaktywną i najlepszym na świecie kubkiem termicznym (który kiedyś na pewno opiszę, bo on naprawdę jest najlepszy na świecie!). Złośliwie? Nie, miałabym poczucie, że pomogłam tak rzetelnie, jak tylko umiałam. Nie pomyślałabym nawet, że może ustawiam komuś próg wejścia tak wysoko, że o nartach zapomni na dłuższy czas. A teraz? Teraz macham ręką, nakazuję się wyluzować i polecam ubrać się ciepło, wygodnie, a zamiast specjalnej bielizny założyć nawet rajstopy. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *